Karmel Maryi Matki Nadziei

i św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Ełku

12 lat naszej obecności w Ełku
" św. Teresa od Jezusa Prawdziwa pokora na tym głownie się zasadza byśmy zawsze ochotnie gotowi byli na wszystko, cokolwiek Pan z nami zrobić zechce i zawsze uznawali siebie za niegodnych nazywania sługami Jego. "

św. Teresa od Jezusa

Cztery wieki Karmelitów Bosych w Polsce (1605–2005)
Praca zbiorowa pod red. Andrzeja Ruszały OCD
Wydawnictwo Karmelitów Bosych Kraków 2005

ANDRZEJ RUSZAŁA OCD

Istota i aktualność „małej drogi” św. Teresy od Dzieciątka Jezus

Teresa od Dzieciątka Jezus, karmelitanka bosa z Lisieux, była osobą za życia właściwie nieznaną, nie tylko światu, ale nawet jej własnym współsiostrom, które żyły razem z nią przez dziewięć lat jej życia zakonnego. Po jej śmierci, znaczna część wspólnoty, w której żyła Teresa, potwierdziłaby zapewne opinię s. Anny od Najświętszego Serca, która przez siedem lat przebywała w jednym klasztorze z Teresą: „Nie było o niej nic do powiedzenia, była bardzo miła i ukryta, nie zauważało się jej, nigdy nie domyśliłabym się jej świętości”. Tak więc za życia Teresy nie znało jej nawet najbliższe jej otoczenie. Po jej śmierci i po wydrukowaniu jej duchowej autobiografii (Dziejów duszy) sytuacja zmienia się natomiast w sposób przedziwny. Mówiło się wręcz „o huraganie chwały” Małej Świętej – jak ją nazywano. Za jej przyczyną zaczęły dokonywać się liczne nawrócenia, uzdrowienia, cuda, do tego stopnia, że kiedy chciano podać cud potrzebny do jej beatyfikacji, to wynikł poważny problem, który z ponad pięćdziesięciu opisanych i medycznie udokumentowanych wybrać. Teresa została beatyfikowana w roku 1923 przez Piusa XI, w niespełna 16 lat po swej śmierci, podczas gdy zwykle Kościół każe czekać na beatyfikację około 50 lat (co było przestrzegane zwłaszcza w latach dwudziestych ubiegłego stulecia). Kanonizowana została w 2 lata później, w roku 1925, natomiast znowu po dwóch latach, w 1927 przez tego samego papieża Teresa, która przez całe swe życie nie opuściła murów klauzury karmelitańskiej, została ogłoszona patronką misji i misjonarzy, na równi ze św. Franciszkiem Ksawerym, który przemierzał kontynenty, głosząc Ewangelię. Odkrywanie tajemnicy życia Teresy i tajemnicy jej świętości dokonywało się bardzo szybko. Już w roku 1907, a więc w 10 lat po jej śmierci, papież św. Pius X wyraził życzenie jej rychłej beatyfikacji i w uzasadnieniu stwierdził, że uważa ją za największą świętą czasów nowożytnych, zaś jej drogę do świętości za „cudowną”. Wydaje się, że również w naszych czasach Teresa i jej droga do świętości, którą ona sama nazwała „małą drogą”, nic nie straciły na swym znaczeniu, a wręcz przeciwnie – jeszcze zyskały na aktualności, co potwierdzają wypowiedzi kolejnych papieży oraz ogłoszenie Teresy Doktorem Kościoła, doktorem właśnie „małej drogi”. W związku z tym rodzi się pytanie o istotę „małej” a jednocześnie tak wielkiej drogi do świętości; drogi, która w krótkim czasie doprowadziła Teresę z Lisieux do szczytów zażyłości z Bogiem. Próbując odpowiedzieć na to pytanie, dotykamy bez wątpienia najgłębszej tajemnicy życia i misji św. Teresy od Dzieciątka Jezus. W dniu 17 lipca 1897 r. wyznaje matce Agnieszce od Jezusa (swej rodzonej siostrze): „Czuję, że moje posłannictwo wnet się rozpocznie; posłannictwo pociągania dusz do kochania Boga tak, jak ja Go miłuję i wskazywania mej maleńkiej drogi”. W papieskim Breve uznającym heroiczność jej cnót przy okazji jej beatyfikacji i kanonizacji, papieże Benedykt XV oraz Pius XI kładą nacisk właśnie na to, że istotna nowość w osiąganiu świętości, zaproponowana światu przez Teresę, polega na podążaniu małą drogą, drogą duchowego dziecięctwa. Pomijając to wszystko, okazuje się jednak, że mało jest chyba doktryn w Kościele, które byłyby bardziej niezrozumiałe i niewłaściwie pojmowane niż ta, którą proponuje Teresa. W związku z tym spróbujmy najpierw przytoczyć te najczęściej powtarzające się, niewłaściwe interpretacje „małej drogi”, z którymi się spotykamy, by następnie tym lepiej zobaczyć, czym jest droga duchowego dziecięctwa: jak została odkrywana przez Teresę oraz jakie są jej istotne elementy. Na koniec zastanowimy się nad znaczeniem „małej drogi” w naszym życiu.

 

1. Niewłaściwe interpretacje „małej drogi”.

Czasem z „małej drogi” czyni się swoistą karykaturę, całkiem opatrznie pojmując wyrażenia, których używała św. Teresa z Lisieux. Dotyczy to zwłaszcza często stosowanego przez nią wyrażenia: „mała droga”, które niewłaściwie rozumiane staje się powodem wyśmiania i odrzucenia. Spośród zarzutów wobec „małej drogi” można wymienić zwłaszcza dwa, które bodaj najczęściej się powtarzają: posądzenie jej o marzycielski infantylizm oraz o kompromis z grzechem i słabością.

1.1. Marzycielski infantylizm

Należy mieć świadomość pewnych osobliwości języka i stylu, jakim posługuje się Teresa. Jej język jest bardzo prosty, ubogi, pod tym względem przypomina nieco język dziecka. Ona sama zresztą do tego się przyznaje: kiedy przed jej śmiercią siostry pytały ją, pod jakim imieniem mają wzywać ją i jej wstawiennictwa, gdy będzie już w niebie, odpowiedziała: „nazywajcie mnie małą Teresą”. Jej styl jest więc ubogi, a nawet dla współczesnej mentalności mogący sprawiać wrażenie wręcz infantylnego. Jest to zresztą styl, który Teresa przynajmniej częściowo zaczerpnęła z epoki i środowiska, w których żyła. Jean Guitton ujmuje to następująco: Zdania Teresy nie mogą pretendować do doskonałości literackiej. Są niedoskonałe za przyczyną ułomności współczesnych jej ludzi, od których przejęła manierę językową wątpliwej jakości. […] W dziewiętnastowiecznych środowiskach religijnych, których spojrzenie na język wypaczył romantyzm, panowało przekonanie, że jedynie wtedy można prawdziwie mówić o uczuciach religijnych, kiedy swym stylem zdoła się objąć wszelkie porywy duszy i wszystko, co w niej wzniosłe. Przy czym należy ujawnić jeszcze jedno błędne zapatrywanie tej epoki, to jest lubowanie się w wyrazach zdrobniałych. […] Zapamiętałość, z jaką Teresa mnoży w swych pismach wyrazy zdrobniałe, jest jedną głównych cech jej słownictwa, jak gdyby jeszcze nie przebrzmiało w niej echo słów wypowiadanych w gronie rodzinnym, gdzie nazywano ją przecież siostrzyczką [bébé]”. Mając ponadto w świadomości młody wiek Teresy, piszącej takim językiem, czasem uważa się, że po prostu nie bardzo jeszcze dojrzałe dziecko pisze w sposób dziecinny. W ten sposób jednak krzywdziłoby się Teresę i w konsekwencji samego Pana Boga, który w krótkim czasie i w młodym wieku potrafi dokonywać cudów swojej łaski. Geniusz pisarski Teresy polega właśnie na celności i dogłębności analiz przeżywanego życia łaski przy zastosowaniu prostych, a nawet ubogich językowo form przekazu. Przy głębszym podejściu do stylu pisarskiego Teresy można jednak zauważyć, że wyrazy zdrobniałe na ogół służą treści jej przesłania, jeśli tylko zechce się dostrzec ich znaczenie wzmacniające sens.

1.2. Duch kompromisu

Przy lekturze św. Teresy trzeba pokonać jeszcze inną trudność. Jej życie w Karmelu zewnętrznie nie wyróżnia się niczym szczególnym, nie było w nim zewnętrznie nadzwyczajnych wydarzeń. Powierzono jej wprawdzie w wieku zaledwie 20 lat obowiązek pomagania mistrzyni nowicjatu, ale i to nie było nic niezwykłego, gdyż ten obowiązek w Karmelu nierzadko powierza się młodym siostrom, aby towarzyszyły nowicjuszkom w ich początkach życia zakonnego. Prawdziwymi i niezwykłymi wydarzeniami, jakie miały miejsce w życiu Teresy, są więc nie te zewnętrzne, ale duchowe. W dużej mierze są to doświadczenia zmagań oraz cierpień fizycznych i duchowych. „Mała droga” wcale nie jest, jak się czasem sądzi, drogą łatwą, przyjemną, przez co też nierealną. Nie jest to droga kompromisu, który utożsamiałby „małość”, o jakiej mówi Teresa, z akceptacją własnej letniości i przeciętności. Nie jest to też droga oszczędzania dziecku cierpień, trosk, problemów, by jak najszczęśliwiej i „sielankowo” przeżywało swe „dzieciństwo”. 29 lipca 1897, kiedy Teresa zaczynała swoją długą agonię, jedna z sióstr podczas rekreacji wypowiedziała słowa: „Nie wiem, dlaczego mówią o siostrze Teresie jako o świętej. Pełniła ona cnotę, to prawda, lecz nie była to cnota nabyta przez upokorzenia i cierpienia”. Teresa tak wyznaje potem matce Agnieszce: „A ja tyle cierpiałam od mego najwcześniejszego dzieciństwa! Ach, jakże to dobrze dla mnie znać opinię stworzeń w chwili mej śmierci!”. Tak więc w wieku 24 lat Teresa posiadała dojrzałość, doświadczenie i mądrość osób, które przeżyły wiele lat, a jednocześnie zachowała niewinność dziecka. Droga dziecięctwa duchowego nie polega zatem ani na marzycielskim infantylizmie, ani na duchu kompromisu z grzechem. Swoim życiem i doświadczeniem Teresa uczy natomiast właściwego rozumienia Jezusowych słów: „Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego” (Mk 10, 15). To właśnie stanowi jej osobiste odkrycie oraz istotę jej duchowej misji w Kościele.

2. Odkrywanie „małej drogi” przez św. Teresę

Odkrywanie tego, co stanowi istotę „małej drogi”, było w życiu Teresy z Lisieux procesem rozciągniętym w czasie. Śledząc pod tym kątem życie i pisma Świętej, można stwierdzić, że szczególnie ważnymi w odkrywaniu drogi duchowego dziecięctwa okazały się trzy okresy, obejmujące już życie w Karmelu. Pierwszym był czas pełnienia obowiązków formacyjnych w nowicjacie. 20 lutego 1893 jej rodzona siostra, m. Agnieszka od Jezusa, w wieku 33 lat zostaje wybrana na przełożoną Karmelu w Lisieux. Ona też, dostrzegając w swej siostrze zalety jej duszy, powierza jej obowiązek pomagania mistrzyni nowicjuszek, którą była wtedy m. Maria od św. Gonzagi. Drugi okres to czas osobistych rekolekcji w lutym 1896. To, co wtedy Teresa przeżywała, znajduje wyraz w liście, napisanym podczas rekolekcji do swej siostry Marii od Najświętszego Serca. List ten znany jest dziś powszechnie jako tzw. Rękopis B. Wreszcie trzeci okres to lipiec 1897, kiedy to Teresa przedstawia istotę „metody” „małej drogi”.

2.1. Formatorka w nowicjacie

Urząd pomagania matce Marii od św. Gonzagi w formowaniu nowicjuszek Teresa pełniła aż do swej śmierci. Był to obowiązek tym trudniejszy i wymagający dużego wyczucia, że m. Maria pomimo swej niewątpliwej hojności, dobrej woli, miewała jednak zmienne nastroje. W tym czasie Teresa już bardzo blisko przeżywa swoją więź z Bogiem, przeżywa też swoje życie jako apostolat, a jednak właśnie wtedy pisze: „Z oddali wspieranie dusz, pobudzanie ich do większej miłości Boga, kształtowanie ich według tego, jak On patrzy i myśli – to wszystko wygląda całkiem różowo. Lecz kiedy spojrzy się na to z bliska, to okazuje się, że jest dokładnie na odwrót, różowe barwy gdzieś znikają i ogarnia nas przekonanie, że czynić dobrze jest rzeczą równie niemożliwą, co nakazać słońcu, aby świeciło nocą…”. Teresa nie ma złudzeń. Dzięki swej pracy z nowicjuszkami zaczyna jasno zdawać sobie sprawę ze swej własnej niemocy w przemianie ich serc. Mimo wszystko z radością wykonuje tę pracę z małą wspólnotą, do której 14 września 1894 dołącza jej rodzona siostra Celina, wstępująca do Karmelu. Teresa zauważa, że jest bardzo trudno przekazać innym własne doświadczenie duchowe, trudno jest także, kochając siostry, zgadzać się jednocześnie jako wychowawca na ich niewierności i słabości. Pośród tej pracy szybko zaczyna doświadczać swej małości i niezdolności do przemiany innych. Szybko wtedy nabiera doświadczenia i jasności sądu eksperta w życiu duchowym. Pisze: „Czujemy instynktownie, że trzeba całkowicie zapomnieć o własnych upodobaniach, o własnych koncepcjach i prowadzić dusze tędy, którędy chce je prowadzić Jezus, nie próbując narzucać im naszej ścieżki”. Jest to wymagające stwierdzenie, które stanowi jednocześnie lekcję dla wychowawców, przełożonych, rodziców i wszystkich w jakikolwiek sposób odpowiedzialnych za innych. Teresa jednak nie zniechęca się. Chociaż po ludzku, zadanie, które pełni, wydaje się jej niemożliwe, lecz wiara zwycięża w niej to odczucie. W tym momencie widzimy w zalążku właśnie postawę dziecięctwa duchowego, która później tak bardzo się w niej rozwinie. Pisze: „Panie, jestem zbyt mała, by wyżywić Twoje dzieci; jeśli chcesz im dawać przeze mnie to, czego potrzebują, to napełniaj moją małą dłoń, a ja, nie opuszczając Twych ramion, nie odwracając głowy, będę przekazywać Twoje skarby temu, kto przyjdzie się u mnie posilić”. Widzimy więc, że Teresa nie chce być niczym więcej, jak tylko pośrednikiem, narzędziem w ręku Jezusa. Małość i pokora przyciągają Go, pozwalają Teresie wypełnić swój obowiązek, w który sam Pan jest osobiście zaangażowany. Ona nie jest niczym innym jak tylko Jego współpracownicą. Co jest charakterystyczne w postawie Teresy, to fakt, że niejako instynktownie wyczuwa, iż właśnie tak postępując, będzie napełniona przez Boga potrzebnym światłem i wszelkimi łaskami. W lipcu 1897, niedługo przed swą śmiercią, patrząc retrospektywnie na te doświadczenia, pisze: „Odkąd pojęłam, że sama z siebie nic zdziałać nie mogę, przestałam uważać, że powierzone mi zadanie jest trudne, poczułam, że muszę tylko jednoczyć się coraz mocniej z Jezusem, a reszta mi będzie przydana. I rzeczywiście, nigdy się nie zawiodłam; zawsze, kiedy mi przyszło pokrzepić dusze moich sióstr, Dobry Bóg raczył napełnić mą małą dłoń. Przyznam Ci się, Matko umiłowana – pisze do swej przeoryszy – że gdybym choć trochę oparła się na sobie, to szybko bym się poddała…”. Teresa doświadcza, że tym jest mocniejsza, aby wypełnić swój obowiązek formatorki, im bardziej w sposób totalny sama powierza się Bogu i jest z Nim zjednoczona. Ojcostwo Boga i Jego troska są podstawą pewności i oparcia dla Teresy w jej posłudze formacyjnej. Odkryła, iż jest rzeczywiście dzieckiem Boga, to, co tak drogie było św. Janowi apostołowi i co ciągle powtarza w swej Ewangelii i listach. Trwanie w postawie dziecka staje się dla Teresy terenem, po którym zaczyna się poruszać z całkowitym zaufaniem i zdaniem się na Boga, pewna, że właśnie w ten sposób odpowie na wymagania misji, którą jej powierzono.

2.2. Rekolekcje w roku 1896 – całkowite zdanie się na Boga

W liście napisanym podczas jednych z rekolekcji o charakterze pustelniczym, jak to jest w zwyczaju u karmelitanek bosych, możemy odkryć inny aspekt drogi dziecięctwa duchowego, uzupełniający ten, o którym dotychczas była mowa. Teresa pisze do swej siostry: „Tylko miłość może nas uczynić miłymi Dobremu Bogu, pojmuję to tak jasno, że tylko o tę miłość zabiegam”. Teresa odsłania tu swoją duszę zakochaną w Jezusie, swym Oblubieńcu, i jednocześnie wskazuje na najgłębszy sekret tej wiedzy miłości, który polega na tym, aby kochać tak, jak Bóg kocha: Jezus z upodobaniem pokazuje mi jedyną drogę, która prowadzi do Boskiego ogniska, a tą drogą jest ufność małego dziecka, co bez obawy zasypia w ramionach Ojca… „Maluczki niech do Mnie przyjdzie” (Prz 9, 4), powiedział Duch Święty ustami Salomona i tenże sam Duch Miłości powiedział jeszcze, że „najmniejszy dozna miłosierdzia” (Mdr 6, 6). W Jego imieniu zaś prorok Izajasz wyjawia, że w dniu ostatecznym „poprowadzi Pan swoje owce na pastwiska, zgromadzi jagnięta i weźmie je na ramiona” (Iz 40, 11). I jakby nie dość było owych obietnic, ten sam prorok, którego natchniony wzrok już wówczas przenikał odwieczne głębokości boże, wykrzyknął w imieniu Pana: „Jak matka tuli własne dziecko, tak i ja was tulił będę i będę pieścił was na kolanach” (Iz 60,12–13) . Rozważmy kilka elementów doświadczenia, którym dzieli się Teresa. Po pierwsze widzimy tu ciągłą myśl i pragnienie, aby znaleźć jak najkrótszą i jak najszybszą drogę do kochania Boga i zjednoczenia z Nim. W czasie rekolekcji odkrywa, że tą drogą jest całkowite powierzenie się Bogu, zdanie się z ufnością na Niego, uznanie własnej małości i otwarcie się na miłość Boga jednocześnie ojcowską i matczyną. Powtarza: „Jezus nie domaga się wielkich czynów, lecz jedynie tego, by zdać się na Niego i być wdzięcznym”. W swoim liście do Marii, który jest jednym wielkim zrywem ku miłości nieskończonej, pisze – z pewnością świadoma szaleństwa miłości, którą Jezus ją kocha: „Ach, wiem, dla Ciebie święci też porywali się na szaleństwa, będąc orłami dokonywali rzeczy wielkich… Ja, Jezu, jestem zbyt mała, by dokonywać rzeczy wielkich… moim szaleństwem jest mieć nadzieję, że Twoja miłość przyjmie mnie na ofiarę”. To stwierdzenie przywodzi spontanicznie na myśl jedno z wyrażeń św. Jana od Krzyża, które Teresa lubiła powtarzać, że dusza „tyle odeń [od Boga] zyskuje, ile się spodziewa” (NC II, 21, 8). U Teresy odkrywamy geniusz wręcz zuchwałego spodziewania się wszystkiego od Boga. „Moim szaleństwem jest błagać moich braci Orłów, by wyjednali mi przywilej wzbicia się ku Słońcu Miłości na skrzydłach samego Boskiego Orła…”. Oto szczyt ogromnych, nieskończonych, wręcz zuchwałych pragnień Teresy. Ogarnięta miłością Bożą, pozwala wziąć się na Jego ramiona, jak na skrzydła orła, na których wznosi się ku Niemu. Trzeba podkreślić, że to wszystko, o czym pisze św. Teresa, nie jest tylko jakimś symbolem literackim, dziecinną mrzonką czy złudzeniem. Teresa mocno opiera się w formułowaniu swych myśli na fundamencie słowa Bożego i prawd, które podaje Kościół. Bo przecież choćby sakrament chrztu św. staje się dla człowieka realnym uczestnictwem w życiu Bożym. To właśnie się w nim dokonuje, choć dla wielu w sposób ukryty, oczekując na pełny rozwój łaski chrzcielnej. Bardzo interesujące są intuicje Teresy dotyczące miłości macierzyńskiej Boga, Jego czułości wobec swych dzieci i wobec samej Teresy. Takie właśnie spojrzenie na Boga, jak widzimy choćby z argumentacji Teresy, ma swój bardzo głęboki fundament biblijny, a ponadto skoro Bóg jest doskonały, nic nie stoi na przeszkodzie, by przypisywać Mu cechy, które są właściwe matce. Wielu świętych, ze św. Franciszkiem z Asyżu i z Janem od Krzyża na czele, tak właśnie Boga postrzegało. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus czyni podobnie.

2.3. „Winda” jako metoda małej drogi

W trzecim rękopisie Teresy, pisanym począwszy od lipca 1897, odkrywamy inny obraz, którego używa Teresa, aby przybliżyć istotę swej małej drogi: jest nim obraz windy. Winda była w jej czasach wynalazkiem nowym; miała okazję wypróbować jej działanie w czasie swych podróży przed wstąpieniem do Karmelu. Teraz z wewnętrzną wolnością wykorzystuje to urządzenie jako obraz dla przedstawienia drogi dziecięctwa. Pisze: "Od zawsze pragnęłam być świętą. Niestety, kiedy porównywałam się ze świętymi, to stwierdzałam nieustannie, że między nimi a mną istnieje ta sama różnica, co między górą, której szczyt ginie w niebiosach, a zabłąkanym ziarnkiem piasku, deptanym stopami przechodniów. Nie zniechęcałam się jednak i powiedziałam sobie tak: „Dobry Bóg nie wzbudzałby pragnień, które nie mogą się spełnić, a zatem, pomimo że jestem tak mała, mogę pragnąć świętości. Co prawda, wzrastać – to dla mnie rzecz niemożliwa, muszę więc znosić siebie taką, jaką jestem, ze wszystkimi swoimi wadami”. Zauważamy, jak Teresa najpierw uznaje absolutną transcendencję celu, jaki ją przyprowadził do Karmelu, a którym jest świętość. Na jego zobrazowanie używa tradycyjnego obrazu wysokiej góry, w Biblii bowiem Bóg często objawia się na wysokiej górze. W przeciwieństwie do wzniosłego celu, Teresa uważa się za ziarnko piasku, i to jeszcze deptane przez stopy przechodniów, co jest aluzją do trudów, cierpień, upokorzeń i szarej zwykłości jej życia w Karmelu, co jednak karmelitanka z Lisieux akceptuje, opierając się na wierze. „Dobry Bóg nie wzbudzałby pragnień, które nie mogą się spełnić”. Teresa w swym wywodzie dochodzi do wniosków, do których prowadziły uczone analizy św. Augustyna i św. Tomasza, ale także duchowe wyczucie św. Teresy z Awili wyrażone w Drodze doskonałości, że człowiek jest z natury istotą „pragnącą”. Teresa od Jezusa stwierdza bowiem: „Nasze pragnienia, przeciwnie, o ile pochodzą z nas samych, nigdy nie są bez pewnej niedoskonałości; jeśli jest w nich co dobrego, zawdzięczamy to Panu, że nas wspomóc raczył” (D 19, 9). Idąc za tą prawdą, Teresa z Lisieux stwierdza: „Chcę szukać sposobu, by dotrzeć do nieba małą drogą, prostą, krótką, małą drogą zupełnie nową. A żyjemy w dobie wynalazków; obecnie, żeby wyjść na piętro, nie trzeba już używać schodów, u ludzi bogatych zastępuje je świetnie winda”. Teresa szuka w Piśmie Świętym tej „windy”, ponieważ – jak pisze – jest „zbyt mała, aby piąć się do góry po stromych schodach doskonałości”. I wtedy odnajduje fragmenty Starego Testamentu, które cytowaliśmy. Na podstawie nich Teresa nabiera przekonania, że musi stawać się coraz bardziej małą, najmniejszą, ponieważ „windą, którą mnie wzniesie aż do nieba, są Twoje ramiona, Jezu!”. Śledząc teksty Teresy, wydaje się, że wszystkie te jej odkrycia przypadają na rok 1889, zatem spisując je (w 1897), znajduje się ona już od długiego czasu w owej Bożej „windzie” – w ramionach Jezusa. Teresa jest jednak realistką. Chociaż stwierdza, że nie może żyć tak, jak inni święci, których podziwia, to jednak wcale nie wyrzeka się zdecydowanego dążenia do świętości: w swoim codziennym życiu daje świadectwo heroicznego męstwa i odwagi życia regułą Karmelu. Nie zniechęca się, lecz zdaje się całkowicie na Boga, który ją prowadzi. Przerzuca na Niego niejako odpowiedzialność za pragnienie świętości, które złożył w jej serce, i które ciągle nie daje jej spokoju. To nieskończone pragnienie jest siłą, działającą w niej od wewnątrz, przy jednoczesnej świadomości własnej ograniczoności i małości. Dzięki niemu Teresa przekracza siebie samą dzięki łasce, oczekując wszystkiego od Boga w wierze, w ufności i w miłości, doświadczając Jego Boskiej miłości. I na tym właśnie polega jej droga dziecięctwa duchowego, droga jak najbardziej ewangeliczna.

3.  Aktualność i istotne obszary zastosowań „małej drogi” w życiu chrześcijańskim.

Przedstawiliśmy pokrótce cechy charakterystyczne małej drogi po to, aby obec¬nie spróbować dostrzec istotne obszary życia chrześcijańskiego, w których „mała droga” wraz z jej „metodą” mogłaby być zastosowana. Teresa nazywa swoją drogę „nową”: oznacza to, że w praktyce nikt z ludzi jej nie nauczył. Uczynił to sam Duch Święty – „Boży Pedagog” – jak Go nazywa św. Klemens Aleksandryjski. Poprzez swoją „małą drogę” Teresa rzuca wiele światła na życie chrześcijańskie, a zwłaszcza na pewne napięcia, które mogą się w nim pojawiać w istotnych jego elementach, w szczególności te, które dotyczą zharmonizowania wymiaru ascetycznego i mistycznego, a więc osobistego zaangażowania człowieka w dążenie do świętości i jednocześnie jego nieustannej zależności od Boga i otwartości na Jego łaskę, a także na napięcia związane ze zharmonizowaniem życia modlitwy i działalności apostolskiej. Rozświetla także szczególnie trudne momenty chrześcijańskiej egzystencji, związane z głębokimi nieraz sytuacjami kryzysowymi w przeżywaniu wiary.

3.1. Asceza i mistyka

Teresa mówi o swej ascezie, używając języka „małej drogi”, mówi o wysiłkach dziecka, które chce sprawić przyjemność Ojcu, chce być Mu miłe, bo Go kocha. Łącząc więc ascezę już w punkcie wyjścia z osobą miłującego Ojca, który jest najważniejszy, dokonuje przedziwnej syntezy wymiaru ascetycznego życia chrześcijańskiego z jego wymiarem mistycznym, a więc z perspektywą mistyczną miłości miłosiernej Boga, ogarniającej człowieka. Pisze: „wzrastać – to dla mnie rzecz niemożliwa, muszę więc znosić siebie taką, jaką jestem, z wszystkimi swoimi wadami”. To stwierdzenie Teresy rzuca światło na jej rozumienie ascezy. Nie oznacza ono wcale, że Teresa akceptuje swoje grzechy i wady oraz ich korzenie, którymi są nieuporządkowane pożądania i egoizm. Jej życie aż nadto to potwierdza. Ona jednak akceptuje siebie, bo czuje się – mimo doświadczenia własnej słabości – głęboko kochana i akceptowana przez Boga Ojca. On ją akceptuje w tym, co w niej najlepsze, w tym, jaką chce Bóg, aby ona się stała, w planie, jaki ma wobec jej życia i wobec życia każdego człowieka, czasem niezrealizowanym (gdyż człowiek nieraz przeszkadza w jego realizacji). U źródeł ascezy Teresy jest więc głębokie doświadczenie miłości ojcowskiej Boga, zanurzenie się w Nim przez wiarę i miłość, i poczucie bycia Jego własnością. Bóg wewnętrznie jednoczy i harmonizuje jej osobę, wszystkie jej wymiary, prowadzi ją i daje natchnienia. W takim spojrzeniu na życie chrześcijańskie i jego istotę cała asceza Teresy polega na tym, aby pozwolić się Bogu prowadzić, aby Mu nie przeszkadzać, aby być wobec Niego jak uległe i ufne dziecko. Kroczenie drogą dziecięctwa sprawia, że w życiu Teresy nie widzimy nadzwyczajnych zewnętrznych czynów ascetycznych, które spotykamy u niektórych innych świętych. Zdaje sobie sprawę, że pragnienie pełnienia nadzwyczajnych umartwień może tym bardziej skupiać człowieka na sobie samym, a więc w konsekwencji oddalać go od Boga. Jej asceza to „rzucać kwiaty, czyli nie przepuścić żadnego małego wyrzeczenia, żadnego spojrzenia, żadnego słowa, skorzystać ze wszystkich najmniejszych rzeczy i czynić je z miłości”. Chodzi więc o ciągły wysiłek, aby coraz bardziej powierzać się Bogu, zdawać się we wszystkim na Niego, odnajdywać Go w każdym momencie naszego życia, żyć chwilą obecną, w której Bóg przychodzi do nas. Temu służą jej niezliczone drobne ofiary, o których pisze, które dla niej są niczym innym jak sposobem okazania Jezusowi, jak bardzo Go kocha. Tak więc mała droga w najgłębszej swej istocie utożsamia się z „wąską drogą”, o której mowa w Ewangelii (por. Mt 7, 14). Teresa pokazuje jednak, że aby zostać świętym, nie wystarcza tylko zdobyć jedną po drugiej wszystkie cnoty. Odkrycie jej windy, czy też ramion Jezusa, jest w istocie niczym innym jak odkryciem, że ostatecznie sam Bóg jest tym, który uświęca swoich świętych. O tym ciągle należy pamiętać, podejmując wysiłki ascetyczne, w przeciwnym bowiem razie zakończą się one zniechęceniem i rozczarowaniem.

3.2. Modlitwa i działanie

Drugim ważnym obszarem życia chrześcijańskiego, w którego integracji dopomaga „mała droga”, jest jedność życia modlitwy, a więc zażyłej więzi z Bogiem, z aktywnością i zaangażowaniem apostolskim. Okazuje się, że w odnalezieniu tej jedności ważnym jest doświadczenie pokory i własnej małości. Apostolstwo bowiem, aby rzeczywiście było owocne, aby otwierało serca ludzkie na prawdę, wymaga od apostoła wielkiej pokory serca i miłości. Patrząc na życie Teresy, rozumie się lepiej słowa Jezusa: „Uczcie się ode Mnie, że jestem cichy i pokorny sercem” (Mt 11, 29). Teresa poprzez doświadczenie pokory i własnej słabości, charakterystycznych elementów jej „małej drogi”, ukazuje nam prawdziwą postawę apostoła jako tego, który prowadzi innych ku Bogu. Kościół to uznaje, dlatego ogłosił ją patronką misji i misjonarzy oraz Doktorem Kościoła. To specyficzne powołanie apostolskie Teresy dojrzewało w Karmelu, który w swej istocie jest głęboko apostolski. Jej wołanie: „tak, chcę, aby niebem moim było czynić dobro na ziemi”, a zwłaszcza dobro w duszach ludzkich, trzeba interpretować jako krzyk duszy, która pragnie innych nauczyć kochać Jezusa, tak jak ona Go kochała. A to stanowi przecież najgłębszą istotę ewangelizacji: dać ludziom poznać Jezusa, Jego miłość i nauczyć innych kochać Go, powierzając Mu swoje życie. W tym wszystkim Teresa przypomina apostołom o prymacie głębokiej, osobistej, zażyłej relacji z Bogiem. Dzisiejsi apostołowie – w czasach, gdy liczy się wydajność i aktywność – czasem wydają się zapominać o tej prawdzie: o prymacie świętości nad działaniem, o wartości ofiary, wyrzeczenia jako potężnych środków apostolatu. W życiu „małej” Teresy tych ofiar, walk wewnętrznych i modlitw było tak wiele, a jednocześnie tak wielkie było i jest jej oddziaływanie apostolskie.

3.3. Kryzysy wiary

Postawa zdania się na Boga i ufności Mu, tak charakterystyczna dla „małej drogi”, okazuje się szczególnie potrzebna dla właściwego przeżywania sytuacji kryzysowych, jakie mogą pojawić się w życiu wiary. Ta postawa okazała się skuteczną bronią w przypadku samej św. Teresy, zwłaszcza w ostatnim roku jej życia, w którym ona sama przeżyła poważną próbę wiary, pogłębioną jeszcze przez śmiertelną chorobę – gruźlicę, która ją trawiła już od dłuższego czasu. Teresa słyszy wewnątrz słowa, które jej mówią: „pójdź, raduj się ze śmierci, która da ci nie to, czego w nadziei oczekujesz, lecz noc jeszcze ciemniejszą, noc nicości”. W czasie tego doświadczenia podlega pokusom samobójstwa i wielokrotnie powtarza: „cóż to za łaska mieć wiarę! Gdybym nie miała wiary, bez wahania zadałabym sobie śmierć…”. Oczywiście nie można tych mocnych sformułowań traktować jako przejawu osłabienia czy zaniku wiary u Teresy, ponieważ właśnie w tym doświadczeniu Święta mnoży wręcz w nieskończoność akty wiary. Nie mając odczucia wiary, posiada ją przez pragnienie i akty wiary. Po umiarkowanym i powściągliwym wyjaśnieniu tego doświadczenia, Teresa mówi: „Nie będę już o tym dłużej pisać, boję się popełnić bluźnierstwo…”. Kończy w ten sposób opis doświadczanej próby, ale jednocześnie dodaje jej teologiczną interpretację, stwierdzając, że właśnie dzięki tej próbie w nowy i szczególny sposób doświadczyła, jak bardzo Pan jest Dobry i Słodki: „Nigdy jeszcze nie odczuwałam z taką siłą, jak bardzo Pan jest łagodny i miłosierny, bowiem zesłał mi tę próbę dopiero wtedy, kiedy miałam siłę ją znieść. Myślę, że wcześniej pogrążyłaby mnie w zniechęceniu. Teraz oczyszcza moje pragnienie Nieba z wszystkiego, co mogłoby we mnie wzbudzać przyrodzoną satysfakcję”. Próba okazała się więc oczyszczeniem jej samej, jak również jej myślenia, jakie miała na temat nieba. Postawa radykalnego zdania się na Boga pomogła jej tę próbę pozytywnie przejść. Po tym doświadczeniu jasno zdaje sobie sprawę z tego, że wiara jest naprawdę łaską. Sądziła wcześniej, że niewierzący, negując istnienie nieba, mówią kłamliwie przeciwko sobie. Całe środowisko, w którym Teresa żyła: katolicka rodzina, katolicka szkoła, Karmel – uczyło ją, że wszystko to, co nas otacza, mówi nam o istnieniu Boga. Ludzie niewierzący mają więc fałszywe spojrzenie na rzeczywistość wiary, kłamią przeciwko samym sobie, negując istnienie Boga. Apologetyka ówczesna mówiła, że ci, którzy nie mają wiary, są ludźmi fałszywej wiary, ale w sensie wewnętrznego nastawienia serca są obłudni wobec siebie samych, gdyż negują rzeczy oczywiste. Zakładano, że mają złą wolę podejścia do sprawy, nie chcą uwierzyć w to, co jest oczywiste. Kiedy Teresa sama znalazła się w nocy wiary, kiedy nie było jej łatwo wierzyć, zaczyna rozumieć tego typu ludzi. Zaczyna rozumieć, że do tej pory niebo było dla niej naturalnym postrzeganiem i przeżywaniem, a nie czymś nadprzyrodzonym. Teresa uznaje, że Pan, dopuszczając tą próbę, pozwolił jej solidarnie zasiąść do stołu razem z grzesznikami. Próby wiary są naturalnym środkiem autentycznego wzrostu duchowego. Przykład św. Teresy i jej zaufania Bogu, wbrew temu, co sama odczuwała i co potęgowały w niej pojawiające się gwałtowne pokusy, jest potwierdzeniem tego, że taka właśnie postawa okazuje się szczególnie pomocną również w trudnych: mrocznych i bolesnych doświadczeniach życia chrześcijańskiego, których nie brakuje także w obecnych czasach.

Papież Paweł VI stwierdził, że dzisiejszy świat chętniej słucha świadków aniżeli nauczycieli; a jeśli słucha nauczycieli, to dlatego, że są świadkami, a więc tymi którzy osobiście znają Boga. Stąd też by móc sensownie i przekonująco mówić o Bogu, trzeba zacząć od rozmawiania z Bogiem samym w modlitwie, a zwłaszcza od słuchania Go i przylgnięcia do Niego przez wiarę i ufne pełnienie Jego woli. To stanowi istotną treść przesłania św. Teresy od Dzieciątka Jezus, które nie kończy się z jej śmiercią, ale dziś staje się jeszcze bardziej aktualne, co zresztą ona sama, umierając przeczuwała, mówiąc: wiem, że was nie opuszczam, przeciwnie, po śmierci będę wam jeszcze bliższa.