Karmel Maryi Matki Nadziei

i św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Ełku

12 lat naszej obecności w Ełku
" św. Teresa od Jezusa Ciało nasze ma tę wadę, że im więcej mu dogadzamy, tym bardziej mnożą się jego wymagania. "

św. Teresa od Jezusa

s.Maria Wiesława od Trójcy Przenajświętszej11 stycznia 2015 roku w Święto Chrztu Pańskiego odeszła do Pana nasza kochana siostra Maria Wiesława od Trójcy Przenajświętszej (Wiesława Kotlińska).

Trzy ostatnie lata swego życia spędziła w naszej młodej wspólnocie w Ełku. Pragnęła ją współtworzyć i budować razem z nami na większą chwałę Bożą.

W naszej pamięci pozostanie zawsze jako osoba nieustannej modlitwy, niespożytej energii i determinacji w realizacji spraw, które uważała za ważne. Odznaczała się wielką wrażliwością na piękno. Siostra była niezwykle utalentowana artystycznie. Dzięki potężnej sile woli, mimo utraty sił fizycznych, do końca dbała, by nie być bezczynną.

Uwielbiała śpiew, często przy okazji różnych uroczystości śpiewała nam melodie gregoriańskie, tradycyjne i dzisiaj już zapomniane pieśni. Przechowywała ich w swojej pamięci tysiące. Tradycją stało się odśpiewanie radosnej piosenki z okazji imienin każdej z nas. Będziemy z wdzięcznością wspominać wieczornice przygotowane przez siostrę Wiesławę, często patriotyczne, jej opowieści z czasów wojny, jej wspomnienia o ks. Kardynale Stefanie Wyszyńskim i wiele innych, którymi chętnie się dzieliła. W codziennym obyciu zdawała się być dość surowa i zachowująca dystans. Dzieląc się wspomnieniami, recytując wiersze czy śpiewając, odkrywała swoją miłość do nas.

Siostra Wiesława chętnie przekazywała nam swoją wiedzę i doświadczenie. Dbała o to, by nasza młoda wspólnota wymagała od siebie bardzo wiele.

Największa lekcją jakiej nam udzieliła były jednak ostatnie tygodnie jej życia.

Dobry Bóg obdarzył nas wyjątkową łaską towarzyszenia s. Wiesławie w Jej ostatniej drodze, a była to prawdziwa droga krzyżowa z kolejnymi stacjami: pierwszy upadek przy łóżku, ogólne postępujące osłabienie organizmu i konieczność pozostawania w celi, nieustanny ból lewej nogi, drugi upadek i złamanie prawej kości udowej, pobyt w jednym szpitalu, pobyt w drugim szpitalu, pielęgnacja w klasztorze i całkowite zdanie na innych, niemożliwość przyjmowania pokarmu stałego ani nawet kropli wody, ustanie pracy nerek, agonia trwająca trzy doby. Ta droga zaczęła się akurat w dniu imienin siostry Wiesławy (9 grudnia). Od tego momentu siostra pozostawała w celi, gdzie jeszcze samodzielnie sobie radziła z podstawowymi czynnościami, natomiast od 17 grudnia – dnia rozpoczęcia Nowenny do Dzieciątka Jezus – gdy siostra złamała kość udową, mogłyśmy obserwować postępujące z dnia na dzień pogarszanie się ogólnego stanu zdrowia siostry. Po tygodniowym pobycie w szpitalu siostra wróciła do klasztoru ze złamaną nogą w biodrze, gdyż lekarze nie podjęli się przeprowadzenia operacji. Wówczas nasi znajomi lekarze radzili, aby szukać innego szpitala, który zechciałby tę operację przeprowadzić. Znalazłyśmy taki szpital i w dzień wigilijny musiałyśmy załatwić przewiezienie siostry na oddział ortopedyczny. W czasie Świąt Bożego Narodzenia jeździłyśmy do siostry, aby pomagać w pielęgnacji naszej chorej, jednak po kilku dniach i przeprowadzonych badaniach, decyzja lekarzy była taka sama, jak w poprzednim szpitalu. Siostra niestety była zbyt słaba, aby przetrwać operację i 29 grudnia wróciła do klasztoru. Z miłością i radością przyjęłyśmy naszą chorą, urządzając w celi „oddział szpitalny nr 1”– z łóżkiem rehabilitacyjnym, materacem przeciwodleżynowym, całym wyposażaniem do pielęgnacji, i z naszymi dobrymi chęciami, by nauczyć się wszystkiego od podstaw, gdyż nie miałyśmy „zielonego pojęcia”, jak się obchodzić z osobą leżącą, w dodatku z połamaną nogą, w sytuacji, gdy każde dotknięcie powodowało straszny ból. Sama siostra okazała się naszą najlepszą nauczycielką. Stopniowo wprowadzała opiekujące się nią siostry we wszystkie niezbędne tajniki pielęgniarskiej wiedzy. Mimo utraty sił pomagała przy wszystkich zabiegach pielęgnacyjnych. Niejednokrotnie widząc zakłopotanie i bezradność sióstr podnosiła do ust i całowała troszczące się o nią dłonie. Swoją wdzięczność wyrażała nieustannie – dopóki mogła słowami, później drobnymi gestami, aż w końcu – pełnym wymowy spojrzeniem.

Dbała również o nasz odpoczynek, mimo potwornego bólu żartowała, a na pytanie: czy coś ją boli, odpowiadała cicho: „Nie tak bardzo…

Po kilku dniach naszej opieki s. Wiesława stwierdziła: „Chyba dobrze będzie, jeśli na tym oddziale pozostanę jeszcze 2 dni dłużej”. Te słowa dyplomowanej pielęgniarki były dla nas największa nagrodą i umocnieniem. W momencie, gdy siostra przestała przyjmować doustnie płyny i pojawiła się konieczność zastosowania kroplówek, nie wystarczała już „stała ekipa pielęgnacyjna”, i wszystkie musiałyśmy się włączyć w dyżury przy chorej. Na tablicy ogłoszeń pojawiła się kartka z napisem: „Damy radę” i wyszczególnione godziny dyżurów. Był to piękny czas naszych ostatnich spotkań, towarzyszenia duchowego i wielkiego zadziwienia wobec cudownego działania Bożego. Dwa dni przed śmiercią Siostra ożywiła się i starała się coś powiedzieć, prosiła żeby wszystkie siostry przyszły do jej celi. Kiedy modliłyśmy się Siostra powtarzała: „Jednością, mamy być jednością”.

W czasie, gdy trwałyśmy przy siostrze, mogłyśmy usłyszeć, jak często modliła się słowami psalmów, albo rozmawiała z Boskim Oblubieńcem, zapewniając o swej gorącej miłości, czy pytając dlaczego jeszcze nie przychodzi, dlaczego się tak opóźnia. Wzruszające były jej wyznania: „Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham...”, albo dzielenie się z nami, tym co sama przeżywała. Kiedyś wyznała szczerze: „Gdy siostry zaczęły mnie pielęgnować i pierwszy raz przyszły do mnie, aby mnie umyć, stwierdziłam wówczas mocno, że nigdy się na to nie zgodzę, a dzisiaj jest już zupełnie inaczej, to Jezus mnie przemienił, to On wywrócił mnie zupełnie na druga stronę, jak się wywraca rękawiczkę, i wtedy dokonała się we mnie całkowita przemiana, tak bardzo pragnę, aby była ona trwała, aby już nic się nie zmieniło, módlcie się za mnie... Muszę poddać się Bożemu działaniu, nie jest to łatwe... ale to dla mnie jedyna droga”. Gdy kiedyś wołała: „Musze iść, muszę już iść” i zapytałyśmy dokąd musi iść, odpowiedziała zdecydowanie: „W ramiona Chrystusa”. Często zapewniała też o swej miłości do sióstr, mówiła: „Jak, ja je wszystkie kocham, moje siostry przepraszam też za wszystko, co było złe i proszę o wybaczenie... One są dla mnie takie dobre, tak się troszczą o mnie, chciałabym być taka jak one...chciałabym być jedną z nich”... Wyjątkowa była jej relacja do Naszej Matki. Kiedyś po Komunii Św. wołała, błagając: „Matko, coś mi zasłania Jezusa, ściągnij tę zasłonę, proszę cię, szybko ściągnij ją”... Innym razem dziękowała: „Dziękuję Tobie, Matko, za wszystko, za to że wskazałaś mi właściwy kierunek”. Ostatniego dnia prosiła: „Błogosław mi, kochana Matko”...

Gdy nerki przestały pracować, i pani doktor stwierdziła, że teraz zatrucie organizmu jest już nieuniknione, zdecydowałyśmy się czuwać przy siostrze nieustannie, zmieniając się co godzinę – ta warta honorowa trwała dokładnie trzy noce i trzy dni. W ostatnią noc przed śmiercią (z soboty na niedzielę) przyniosłyśmy do celi figurę Matki Bożej, a po pożegnaniu Dzieciątka w chórze Nasza Matka przyniosła figurkę Dzieciątka Jezus i umieściła je obok głowy chorej – siostra uważnie wpatrywała się w oczy Bożej Dzieciny, a my wtedy spontanicznie zebrałyśmy się wszystkie i zaczęłyśmy się modlić śpiewem hymnów i antyfon gregoriańskich, które s. Wiesława tak bardzo kochała. Śpiewałyśmy prosząc o opiekę Matki Bożej: Flos Carmeli, Singularis, Magnificat, Ave Regina Celorum oraz na podziękowanie za otrzymane łaski: Te Deum laudamus i w nadziei zmartwychwstania: Victime paschale laudes. Jedna z Sióstr zaproponowała, aby przeczytać Ewangelię według Św. Jana i tak trwałyśmy w naszym Wieczerniku niemalże do godz. 2 nad ranem. Trzeba było jednak wzmocnić siły przed kolejnymi dyżurami, więc przy chorej pozostały tylko dwie siostry. Niedziela Chrztu Pańskiego była w miarę spokojna. S. Wiesława spała, głęboko oddychając. Po godz. 18 zaczęły się pojawiać się miedzy oddechami coraz większe pauzy, a ok. godz.19.15 oddech zatrzymał się. Siostry czuwające odmawiały akurat Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Za krótką chwilę zebrałyśmy się wszystkie wokół naszej kochanej siostry.

Siostra Wiesława zdawała się cała być miłością i wdzięcznością. I taka odeszła. Spokojna, pogodna, z twarzą przemienioną nadprzyrodzoną godnością i majestatem.