Karmel Maryi Matki Nadziei

i św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Ełku

12 lat naszej obecności w Ełku
" św. Teresa od Jezusa Przyrzeknij mi, że co dzień przez kwadrans będziesz rozmyślał, a ja ci przyrzekam niebo. "

św. Teresa od Jezusa

Spis treści

Modlitwa (wg św. Teresy)

Rozdział „Modlitwa” z książki o. Maria Eugeniusz od Dzieciątka Jezus OCD, Chcę widzieć Jezusa, Kraków 1998, strony 60-76.

Bramą, którą się wchodzi do tej twierdzy... jest modlitwa[1].
Modlitwa jest przestawaniem przyjaźni...[2]

Poznać Boga i poznać samego siebie w świetle Bożym. To jest to podwójne poznanie, które tworzy fundament życia duchowego, kieruje jego ruchem, wyznacza jego postęp i zapewnia doskonałość.

Poprzez jakie środki ma dążyć dusza do swoich własnych głębin, aby połączyć się z Bogiem, który tam mieszka? Święta wskazuje na nie na pierwszych stronach Twierdzy wewnętrznej: „Wracając zatem do tej pięknej rozkosznej twierdzy, przypatrzmy się, jak i którędy możemy wejść do niej... Bramą, którą się wchodzi do tej twierdzy, jest, o ile ja rzecz rozumiem, modlitwa i rozważanie”2.

To zdanie pozwala nam przewidzieć istotną rolę modlitwy w duchowości terezjańskiej.

Określmy bliżej tę rolę; następnie podajmy definicję modlitwy, jaką podaje Święta, i tej modlitwy stopnie.


A. Rola modlitwy w duchowości terezjańskiej

„Bramą, którą się wchodzi do tej twierdzy... jest modlitwa”.

Święta Teresa pisała przede wszystkim do swych córek, które żyły według reguły karmelitańskiej danej przez św. Alberta. Reguła ta, która ujęła w formuły prawne zwyczaje pustelników z Góry Karmel, zawiera nakaz, ku któremu ciążą wszystkie inne: „rozważać prawo Pańskie we dnie i w nocy”.

Nakaz prosty, jasny i bezsporny. Takie było życie pustelników na Górze Karmel. Przybyli tam na świętą górę, by wieść życie w duchu wielkiego proroka Eliasza, którego dusza cała wypowiedziała się w tym okrzyku bojowym: „Vivit Dominus in cuius conspectu sto! - Żyje Pan, w którego obliczności stoję” (1 Krl 17,1).

Ten okrzyk bojowy, który stał się godłem Karmelu, stwarza główną postawę duszy karmelitańskiej. Obecność Boga jest tym portem macierzystym, do którego musi przybić ukończywszy poszczególne zadania, jakie jej zlecone zostały. Tak czynili prorocy na pustyni i pustelnicy na Górze Karmel.

Święta Teresa odwołuje się do pokrewieństwa z nimi i chce, by łaska odżyła w swojej pierwotnej gorącości: „Wszak my wszystkie, ile nas nosi ten święty habit Karmelu, wszystkie jesteśmy powołane do modlitwy i kontemplacji, to jest nasz początek, z tego rodu się wywodzimy, od owych świętych ojców naszych, z Góry Karmel, którzy w takiej głębokiej samotności, z takim wzgardzeniem wszelkimi rzeczami tego świata, szukali tego skarbu, tej drogiej perły, o której mówimy [tj. kontemplacji]”[3].

Święta Teresa, jako córka tych pustelników, odczuwa głód i pragnienie Boga. Tęskni za milczeniem i samotnością pustyni. Nie mogąc się tam udać, stwarza ją pośród miasta zakładając reformowany klasztor św. Józefa w Awili. Będzie tam życie pustelnicze dzięki surowej klauzurze, kratom, zasłonom, dzięki małej liczbie zakonnic i samotnym przebywaniu w celach. To triumf jej geniuszu organizacyjnego, który przejawia się w urzeczywistnieniu wielkiej myśli za pomocą wielkiej ilości szczegółów.

W tym samotnym milczeniu dusze mogą i powinny przeżywać pierwotny ideał reguły pierwotnej i modlitwy ciągłej. Święta przypomina im o tym przy każdej okazji.

Od chwili rozpoczęcia życia zakonnego mają one starać się żyć ciągle w towarzystwie dobrego Mistrza, który ich tutaj powołał. Tylko po to tutaj wstąpiły. Aby zdobyć ten nawyk, konieczny jest mniej lub więcej długi okres czasu, zależnie od łatwości, jaką da im łaska. Jakiekolwiek spotkałyby trudności, mają pracować tak długo aż ten nawyk zdobędą.

Bez tego stałego przestawania z dobrym Jezusem ramy pustelnicze nie będą miały sensu i utracą swego ducha. Będą tylko stwarzać nudę albo, co gorsza, staną się schronieniem mizantropii i lenistwa.

Kiedy Święta, odnajdując swoje powołanie apostolskie, zdecydowała się na zakładanie klasztorów na wzór klasztoru św. Józefa, kierowana była pragnieniem zgromadzenia dusz szlachetnych, które chcą się modlić „za tych, którzy bronią Kościoła, za kaznodziejów i uczonych teologów , którzy go podtrzymują...

„Po to On was tu zgromadził; to jest powołanie wasze, to ma być jedyne wasze staranie, do tego mają zmierzać wasze pragnienia, nad tym mają płynąć wasze łzy, o to błagać wasze modlitwy”[4].

Posłannictwem Reformy terezjańskiej będzie modlitwa za Kościół, a równocześnie utrzymywanie wysoko ducha modlitwy i praktyczne nauczanie jej dróg.

Dla duszy karmelitańskiej zatem modlitwa nie jest tylko środkiem doskonałości, jednym z ćwiczeń życia duchowego, ale jest ona istotnym zajęciem, które powinno wypełnić cały jej dzień, które musi stać się kanwą jej życia duchowego. Jest drogą doskonałości, jaką św. Teresa wytycza i opisuje zbierając w jeden traktat rady, jakie dawała swoim córkom.

To droga doskonałości, jaką sama postępowała. Jej osobiste życie duchowe jest tak ściśle złączone z jej modlitwą, że jedno dzieli koleje drugiego, a ich historia razem się zlewa. Postępowała o tyle, o ile była wierna modlitwie, a okresy mniejszego zapału znaczyły się zaniedbaniami w tym ćwiczeniu. Księga jej Życia jest doskonałym tego świadectwem i pozostaje najlepszą praktyczną ilustracją jej nauki.

Ale czy okoliczności historyczne, które tłumaczą naukę św. Teresy, nie czynią z niej doktryny pewnej tylko szkoły? Czy ta konieczność modlitwy, rola, jaką się jej wyznacza, nie odpowiadają tylko pewnej szczegółowej formie życia, karmelitańskiemu pojęciu doskonałości, opartemu na modlitwie tak, jak inni opierają się na modlitwie liturgicznej czy na dziełach miłosierdzia?

Nie można wątpić, że nauka św. Teresy odnosi się do wszystkich chrześcijan, a przede wszystkich do dusz o życiu wewnętrznym. Czyż nie uznał tego święty Kościół, kiedy jej nadał tytuł Mater spiritualium - Matka życia wewnętrznego?

Święta Teresa rzeczywiście stwierdza, że rozmyślanie jest równie konieczne jak modlitwa ustna, od której zresztą nie umie tamtego rozdzielić.

„Chciałabym, byście były głęboko przekonane o tej prawdzie, że aby dobrze odmówić Ojcze nasz, powinnyście trzymać się blisko Mistrza, który nas tej modlitwy nauczył.„ Powiecie może, że taka modlitwa to już rozmyślanie, a ty rozmyślać nie umiesz i nie chcesz, ale chcesz tylko modlić się ustnie... Nie przeczę, że sposób, który wam zalecam, jest rozmyślaniem, ale nie pojmuję także, że może być bez niego modlitwa. Jeśli bowiem koniecznie potrzeba, byśmy modląc się pamiętały, do kogo mówimy, jak tego wymaga obowiązek nasz, jakżeż tego można dopełnić bez zastanowienia się i bez uwagi?”[5]

I więcej jeszcze. Modlitwa utożsamia się z wszelkim poruszeniem życiowym łaski w duszy naszej. Ta łaska jest łaską synowską. Jej ruch istotny prowadzi ku Bogu. Kiedy dusza nie może albo nie umie dokonać tego ruchu, który stanowi o właściwej modlitwie - to znak, że łaska w niej umarła albo jest zamierająca: „Niedawno temu z ust bardzo uczonego teologa słyszałam to zdanie, że dusze nie oddające się modlitwie wewnętrznej podobne są do ciała ruszonego powietrzem albo sparaliżowanego, które choć ma ręce i nogi, władać nimi nie może. Są w rzeczy samej dusze tak zniedołężniałe i tak nawykłe do obracania się wyłącznie w rzeczach zewnętrznych, iż straciły niejako wszelką możność oderwania się od nich choćby na chwilę i wejście w siebie stało się dla nich prawie niepodobieństwem”[6].

To powiedziawszy, możemy wyliczyć kilka dobrodziejstw, jakie modlitwa przynosi duszy. Umacnia przekonania i podtrzymuje szlachetne postanowienia, by pracować i cierpieć[7]. Jest źródłem światła i spełnia, jeśli chodzi o miłość, rolę rozumu odnośnie do woli: wyprzedza miłość, kieruje nią i oświeca na każdym kroku.

A z chwilą kiedy staje się kontemplacyjną, modlitwa przekształca duszę, w myśl słów Apostoła, z jasności w jasność jakby za sprawą Ducha Pańskiego (2 Kor 3,18). Mogła więc św. Teresa zakończyć: „Jeśli tym nawet, którzy Bogu nie służą i obrażają Go, modlitwa wewnętrzna tak bardzo przystoi, tak im jest potrzebna i nikt nigdy, jeśli chce być szczerym, nie powie, by odniósł jaką szkodę z odbywania jej, ale raczej będzie musiał przyznać, że wielką odniósł szkodę, nie odprawiając jej - czemuż by, pytam, ci, którzy służą Bogu i pragną Mu służyć, mieli ją porzucić? Tego żadną miarą zrozumieć nie mogę”[8].

Z tych rozmaitych rozważań możemy podkreślić następujące sprawy:

  • Dla św. Teresy modlitwa – brama do twierdzy i droga doskonałości – nie tyle jest jakimś poszczególnym ćwiczeniem, ale raczej samym życiem duchowym. Zespala się z nim, regulując i ujmując w ramy wszystkie inne jego składniki (umartwienia, czytania, dzieła miłości), Asceza będzie kierowana przez modlitwę, a za cel będzie mieć oczyszczenie spojrzenia wiary i zniszczenie wszystkiego tego, co stoi na przeszkodzie jak najgłębszych zażyłości. Czytanie ma dostarczyć pożywienia modlitwie i szukać najlepszych dróg duchowych. A dzieła miłości będą owocem wylewającej się poza brzegi kontemplacji.
  • Ta droga modlitwy nie jest drogą doskonałości wyłącznie karmelitańskiej, ale drogą świetlistą i praktyczną, jaka otwiera się przed wszystkimi duszami, które pragną wniknąć w głębie zażyłości z Bogiem, choćby to nawet były dusze poświęcone dziełom apostolstwa. Święta Teresa, mistrzyni duchowej wiedzy o modlitwie, jest nie tylko Matką Karmelu reformowanego, ale matką wszystkich dusz prowadzących życie wewnętrzne: Mater spiritualium.

Nie można modlitwie przyznawać dominującej roli w życiu duchowym, nie można jej narzucać wszystkim duszom tęskniącym za zażyłością z Bogiem, jak tylko pod warunkiem, że rozerwie się zbyt szczupłe ramy, w jakich umieszczają ją niektóre zbyt szczegółowe określenia. Pozostawmy to św. Teresie, która nam powie, co ona rozumie pod słowem „modlitwa”.


B. Co to jest modlitwa?

W księdze swojego Życia św. Teresa odpowiada: „Modlitwa wewnętrzna nie jest to, zdaniem moim, nic innego, jeno poufne i przyjacielskie z Bogiem obcowanie i wylana po wiele razy powtarzana rozmowa z Tym, o którym wiemy, że nas miłuje”[9].

Określenie to słusznie jest tak dobrze znane, gdyż w swojej prostocie zadziwiająco dokładnej uwypukla ono główne składniki modlitwy. Wystarczy nam tylko objaśnić te słowa: „Modlitwa wewnętrzna jest to nic innego, jeno, poufne i przyjacielskie obcowanie z Bogiem” - powiada Święta; jest zatem nawiązaniem kontaktu z Bogiem, zaktualizowaniem zjednoczenia nadprzyrodzonego, jakie łaska dokonuje między Bogiem a naszą duszą, jest wreszcie wymianą dwóch miłości: tej, jaką Bóg nas darzy, i tej, jaką my mamy dla Niego.

Bóg jest Miłością. Z miłości nas stworzył, z miłości odkupił i powołuje nas do ścisłego zjednoczenia ze Sobą. Bóg-Miłość jest obecny w naszej duszy obecnością nadprzyrodzoną, osobową i przedmiotową. Trwa wciąż w czynnej miłości, jest ogniskiem stale promieniującym żarem, jest słońcem nie przestającym rozlewać światła, źródłem zawsze tryskającym.

By iść na spotkanie tej Miłości, która jest Bogiem, mamy łaskę uświęcającą, która jest tej samej natury co i Bóg, w konsekwencji jest miłością, jak i On. Łaska ta, która nas czyni Jego dziećmi, darzy nas zdolnością do zjednoczenia, do obcowania zażyłego z Bogiem, do wzajemnego przenikania się.

Bóg-Miłość, zawsze w działaniu, zaprasza nas i oczekuje. Ale On jest niezmienny: zatem nasza miłość powinna dążyć ku Niemu. Orientacja tej miłości ku Bogu, miłosne poszukiwanie, spotkanie naszej miłości z Bogiem-Miłością, obcowanie zażyłe, które się wkrótce ustala: oto czym jest modlitwa według św. Teresy.

Modlitwa wymaga miłości nadprzyrodzonej, a zatem i łaski uświęcającej. Wymaga aby ta miłość była czynna; i to działanie miłości nadprzyrodzonej wystarczy, albowiem jak to podkreśla Święta, modlitwa jest niczym innym, jak tylko zażyłym obcowaniem z Bogiem.

Miłość ta porusza się nie tylko w sferze czysto nadprzyrodzonej, ona przybiera formy przeróżnej aktywności ludzkiej.

Za pośrednictwem woli, gdzie ona ma swoją siedzibę, miłość nadprzyrodzona bierze w swoją służbę wszystkie władze i wszystkie zdolności przyrodzone, i posługuje się takimi, jakie znajdują się w każdym z nas. Modlitwa zatem staje się zażyłym obcowaniem żyjącego bytu, jakim my jesteśmy, z Bogiem żywym, który w nas mieszka.

Jeśli więc weźmiemy w rachubę władze naturalne, wówczas to zażyle obcowanie - już zróżnicowane dzięki przeróżnym sposobom działania Bożego w każdej duszy - przybierze nową i zdumiewającą różnorodność dzięki różnicy temperamentów, rozpiętości wieku i rozwoju, aż po odmienność aktualnego usposobienia dusz, które się modlą.

W oparciu o temperament to zażyłe obcowanie przybierać będzie formy rozumowe, uczuciowe lub nawet zmysłowe. Dziecko okazywać będzie swoją miłość uczuciową do Jezusa w pocałunku, w uśmiechu przesłanym w stronę tabernakulum, w pieszczotach z Dzieciątkiem Jezus, w wyrazach smutku przed krucyfiksem. Młodzieniec wyśpiewa swoją miłość i rozwijać ją będzie posługując się wyrażeniami i obrazami, które uderzają jego wyobraźnię i zmysły aż do chwili, kiedy jego umysł bardziej rozwinięty pozwoli mu posługiwać się wielkimi myślami, które modlitwę uczynią bardziej rozumową i treściwą.

Modlitwa zaślubia zmienne formy naszych usposobień. Smutek, radość, takie czy inne zajęcia, choroba czy zmęczenie, które paraliżują działanie lub tylko zwykłą sprawność tej czy innej władzy, zróżnicują to obcowanie, które powinno być zawsze szczere i żywe, jeśli ma być zrealizowane jego określenie, że ma to być zażyłe obcowanie.

We wszystkich tych kształtach, poprzez wszystkie te zmiany, obcowanie to istotowo zostanie takie same. Giętka i aktywna miłość, która je ożywia, posłuży się po kolei wszystkim: pomocami i przeszkodami, zewnętrznymi zmysłami czy czystą wiarą, by tylko dostarczyć pożywki dla jego żywotności i nowym sposobem wyrażania się. Zależnie od temperamentów czy nawet chwilowych usposobień, będzie to obcowanie smutne lub radosne, uczuciowe albo oschłe, milczące lub wylane, aktywne albo spokojne; będzie modlitwą ustną albo spokojnym skupieniem, rozważaniem lub prostym wejrzeniem, modlitwą uczuciową lub bolesną oschłością, podniesieniem ducha albo odczuwaniem trwogi, wzniosłym entuzjazmem skąpanym w świetle lub łagodnym zmiażdżeniem w głębokiej pokorze; a wpośród tych przeróżnych sposobów modlitwy najlepszym dla niego będzie ten, który najbardziej jednoczy z Bogiem i dostarcza najwięcej pomocy do rozwoju i działania, bo koniec końców: „miłość Boża nie zasadza się na rozpływaniu się we łzach ani w owych pociechach i roz­rzewnieniach, których po większej części pragniemy i cieszymy się, gdy je mamy, ale na tym, byśmy służyli Mu w sprawiedliwości, sercem mężnym i z pokorą”[10].

Niezależna od form zewnętrznych z góry określonych, modlitwa terezjańska nie zna innych praw prócz swobodnego wyrażania się dwóch miłości, które się spotykają i oddają się wzajemnie. Czyż ta swoboda nie stawia nauki św. Teresy w sprzeczności z nauczaniem wielkich mistrzów życia duchowego? Można być przekonanym, że nie.

Mistrzowie ze szkoły ignacjańskiej proponują, by człowiek przez działanie zmysłów i wyobraźni w kontemplacji ewangelicznej szedł na spotkanie Pana Jezusa i ażeby przez stosowanie określonych metod wyboru szukał woli Bożej i zgodnie ze znalezioną wolą Bożą czynił. Sulpicja nie żądają użytkowania rozważań, by dojść do tego zjednoczenia z Chrystusem, które jest prawdziwą modlitwą i które jako owoc powinno mieć skuteczną współpracę dusz z Nim. Pierwsi zwracają się do ogółu dusz pobożnych; drudzy zajmują się kapłanami i seminarzystami. Jedni i drudzy chcą doprowadzić swoich uczniów do obcowania z Bogiem i podają im sposób modlitwy, jaki lepiej odpowiada ich usposobieniu moralnemu i duchowemu. Stosując się do wymogów duchowych naszych czasów, współcześni mistrzowie życia duchowego skłaniają się do tego, byśmy się po prostu zatrzymali nad jakimś czynem Jezusowym lub słowem bogatym w treść, by się znaleźć w prostym i żywym kontakcie z Jezusem Chrystusem.

W swojej definicji św. Teresa nie mówi o tych różnych sposobach modlitwy, przekształconych w metody dostosowane do potrzeb różnych kategorii dusz. Jej milczenie nie jest jednak pogardą, a tym bardziej niewiedzą o tych rzeczach. Jej celem jest uwypuklić najważniejsze i istotne składniki modlitwy. „Modlitwa nie jest niczym innym jak tylko zażyłym obcowaniem”. Ta definicja, obejmująca w sobie zarówno proste odmawianie formuł wyuczonych, jak i zachwyty pozwalające przenikać Boże tajemnice, po­wszechna w swoim ujęciu, jest definicją najjaśniejszą i najpraktyczniejszą. Jest definicją mistrzyni życia duchowego, która mówi nie tylko do pewnej kategorii dusz, ale do całego Kościoła.

Ta definicja, tak obszerna, ale zarazem i tak ścisła, pragnie uszanować wszechwładną wolę Boga, jak również i wolę duszy w ich wzajemnych stosunkach. Troskę o to będzie Święta podkreślać wielokrotnie. Ta wolność wydaje się jej konieczna dla rozwoju duszy i jej doskonałego poddania się działaniu Bożemu. W ten sposób Święta broni duszy przed wszelką tyranią, jaka zagraża od zbyt rygorystycznych metod czy kierownictwa zbyt ciasnego. Jeśli w duszy są znaki działania Bożego, a mianowicie pokora i postęp w cnotach, nie należy się niepokoić metodami modlitwy; ma ona prawo do swobody i wszyscy powinni tę swobodę uszanować.

„Poufne i przyjacielskie obcowanie z Bogiem, gdzie często przestaje się sam na sam z Nim...”: to obcowanie w swej istocie jest poufne, bo miłość wymaga zażyłości.

Kontakt z Bogiem ustała się w głębinach dusz, w tych sferach, gdzie Bóg przebywa, gdzie znajduje się miłość nadprzyrodzona rozlana w nas. W miarę jak ta miłość stawać się będzie mocna i aktywna, obcowanie będzie się stawać częste i poufne.

Rozmyślanie jest również modlitwą osobistą. Nawet wtedy, kiedy przyobleka formy modlitwy publicznej, której wyraz zewnętrzny wymaga zharmonizowania grupy, pozostaje jednak ona zawsze obcowaniem sam na sam z Bogiem żyjącym w każdej duszy, nie przestaje być kontaktem z Nim i zachowuje swój wyraz i cechy osobiste.

„Poufne i przyjacielskie obcowanie z Bogiem, o którym wiemy, że nas miłuje” - kończy Święta. Te tak proste słowa wskazują poważny problem: do natury miłości należy zjednoczenie z Bogiem poprzez prawa, które nią kierują.

Pierwsze słowa określenia „poufne i przyjacielskie obcowanie z Bogiem”, wywołują w nas myśl czy wspomnienie poufałości uczuciowej, jaka nas łączy z ludźmi. Marzymy o podobnej poufałości z Bogiem. Czy to jest możliwe?

Przyjacielskie obcowanie z Bogiem i związki uczuciowe z przyjacielem w równej mierze są natchnione przez miłość, ale te dwie miłości nie są tego samego wymiaru. Pierwsza jest nadprzyrodzona, druga przyrodzona. Widzimy przyjaciela, którego kochamy i oceniamy doświadczalnie jego przymioty, odczuwamy jego uczucia względem nas i nasze względem niego. To uczucie, choćby nawet bardzo czyste, rozwija się na płaszczyźnie naturalnej i porusza muszę władze ludzkie. Boga natomiast, z którym mnie łączy modlitwa, nie widzę: On jest duchem czystym, bytem nieskończonym, nie podpadającym pod moje ludzkie władze. „Nikt nigdy Go nie widział. Jednorodzony, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył” (J1,18).

Miłość nadprzyrodzona, łączy mnie z Bogiem, jest tej samej natury co i Bóg, a zatem tak samo niepoznawalna przez moje władze naturalne jak i Bóg sam.

Przyjacielskie obcowanie na modlitwie odbywa się pomiędzy rzeczywistościami nadprzyrodzonymi, które są poza sferą poznania przez władze ludzkie. Jedynie wiara odkrywa nam te rzeczywistości, nie rozpraszając tajemnic, jakie je osłaniają. Poprzez pewność, jaką daje wiara, ale w ciemnościach, jakie ona pozostawia, będzie się odbywało to przyjacielskie obcowanie z Bogiem, „o którym wiemy, że nas miłuje”. Miłość Boga ku nam jest rzeczą pewną; wejście w kontakt z Nim przez wiarę jest również prawdą, ale nadprzyrodzone przenikanie w Bogu może się dokonywać bez jakiegokolwiek światła, bez odczucia, bez jakiegokolwiek przeświadczenia o bogactwach, jakieśmy stąd zaczerpnęli.

To przyjazne obcowanie z Bogiem poprzez wiarę, wzbogaca nas bez wątpienia. Bóg jest miłością zawsze rozlewną. Jak nie można zanurzyć ręki w wodzie, by się nie zamoczyć, i jak nie można włożyć jej w ognisko, by się nie sparzyć, tak nie można nawiązać kontaktu z Bogiem poprzez wiarę, by nie zaczerpnąć z Jego nieskończonych bogactw. Biedna schorowana niewiasta, która na ulicach Kafarnaum usiłowała do Jezusa dotrzeć poprzez tłum, mówiła do siebie: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”. Dotarła do Niego wreszcie i poprzez dotknięcie, które wstrząsnęło Mistrzem, otrzymała upragnione uzdrowienie (Mk 5,25-34). Wszelki kontakt z Bogiem poprzez wiarę, ma ten sam skutek. Niezależnie od poszczególnych łask, o jakie można prosić i jakie otrzymać można, kontakt ten czerpie w Bogu powiększenie życia nadprzyrodzonego i wzrost miłości. A miłość prowadzi do modlitwy, by tam znaleźć pożywienie, rozwój i doskonałe zjednoczenie, które by zaspokoiło wszystkie jej pragnienia.

Święta Teresa od Dzieciątka Jezus napisała o modlitwie: „Dla mnie modlitwa jest wzniesieniem serca, prostym wejrzeniem ku Niebu, okrzykiem wdzięczności i miłości zarówno w cierpieniu jak i w radości; na koniec jest to coś wielkiego, nadprzyrodzonego, co rozszerza mą duszę i jednoczy mnie z Jezusem... Nieraz, kiedy mój umysł pogrążony jest w tak wielkiej oschłości, że niemożliwością staje się dla mnie wydobycie z niego choćby jednej myśli jednoczącej mnie z Bogiem, odmawiam bardzo powoli Ojcze nasz lub Zdrowaś Maryjo; wówczas te modlitwy porywają mnie i karmią moją duszę o wiele lepiej”[11].

Nie można lepiej określić prostoty i głębi, żywotności i nadprzyrodzoności, jakie niesie z sobą to przyjazne obcowanie pod różnymi formami, jakie przybiera, ażeby się wzmocnić i wyrażać.


C. Stopnie modlitwy

Modlitwa będąca dla świętej Teresy istotnym ćwiczeniem życia duchowego, normalnie razem z tym życiem duchowym powinna rozwijać się i postępować w doskonałości. A zatem klasyfikacja poprzez stopnie doskonałości powinna być możliwa i sama się narzuca. Ale jak ocenić doskonałość modlitwy? Na jakiej podstawie ustalić tę klasyfikację? Święta Teresa pozostaje wierna swojemu określeniu, w którym podkreśliła, że przyjazne obcowanie z Bogiem jest istotnym elementem modlitwy. Na podstawie jakości tego przyjaznego obcowania z Bogiem, to będzie o doskonałości samej modlitwy.

W księdze swego Życia daje dobrze znany podział modlitwy na stopnie, zilustrowany wdzięcznym porównaniem do czterech sposobów podlewania ogrodu: „Czworaki, zdaje mi się, może być sposób podlewania: albo ciągnąć wodę ze studni, co jest pracą bardzo uciążliwą; albo za pomocą norii czy wodociągu, dobywając wodę przez obracanie koła, jak to sama nieraz próbowałam - tu praca mniejsza jest od poprzedniej i więcej dostaje się wody; albo sprowadzając wodę z rzeki czy ze strumienia, i ten jest sposób o wiele lepszy, bo i ziemia obficiej się wodą nasyca, nie potrzeba więc tak częstego podlewania, ogrodnik daleko mniejszą ma pracę; albo wreszcie za pomocą deszczu obfitego; wtedy Pan sam bez żadnej pracy naszej podlewa, i ten sposób bez żadnego porównania przewyższa wszystkie poprzednio wymienione.

„Stosując teraz do założenia swego te cztery sposoby nawadniania potrzebnego do utrzymania ogrodu, który bez wody zwiądłby i zmarniał, sądzę, że za pomocą tego porównania zdołam w pewnej mierze objaśnić cztery stopnie modlitwy wewnętrznej, na których Pan w dobroci swojej różnymi czasy duszę moją stawiał”[12].

Święta tak objaśnia swoje porównanie:

O początkujących w modlitwie wewnętrznej można powiedzieć, że są podobni do ludzi ciągnących wodę ze studni, co jak mówiłam, wielkie im sprawia utrudnienie. Potrzeba biedzić się i ze zmysłami, aby je trzymać w skupieniu, co, ponieważ zwykły błąkać się samopas, jest pracą niemałą... Powinni usilnie przykładać się do rozmyślania o życiu Chrystusa Pana, a rozmyślanie to jest także utrudnieniem dla umysłu… w taki sposób poczynamy ciągnąć wodę ze studni. I dałby Bóg, aby się znalazła”[13].

„Gdy ogrodnik zaczyna ciągnąć wodę za pomocą sztucznego przyrządu (norii) i kanału, może z mniejszą pracą sprowadzać większą ilość wody i odpocząć niekiedy, a nie ciągle się trudzić. Ten to sposób w zastosowaniu do modlitwy tak zwanej odpocznienia chcę teraz objaśnić... Jest to wewnętrzne zebranie władz duszy, dla słodszego i z większym smakiem używania w takim skupieniu rozkoszy im zgotowanej; ale nie jest to ani zachwycenie, ani uśpienie duchowe. Sama tylko wola tu działa i sama nie wiedząc, w jaki sposób pojmana, zezwala tylko na to, aby Bóg ją wziął w niewolę, bo dobrze to czuje, że staje się niewolnicą Tego, którego miłuje…”[14].

„Trzeci sposób podlewania ogrodu odbywa się za pomocą wody sprowadzonej ze strumienia lub ze źródła. Ten sposób podlewania odbywa się z daleko mniejszą pracą, choć sprowadzanie wody zawsze jest połączone z niejakim trudem. Pan w taki sposób raczy tu wspomagać ogrodnika, iż niejako sam przejmuje obowiązek jego i sam wszystko robi za niego. Jest to niejakie uśpienie władz duszy, które tu nie całkiem ustają i gubią się w Bogu, tracą przecie świadomość działania swego”[15].

A kiedy spada czwarta woda z nieba, dusza wpośród najgłębszych i najprzyjemniejszych rozkoszy odczuwa prawie zupełne omdlenie. Ta czwarta woda powoduje niekiedy całkowite zjednoczenie, przynajmniej podniesienie ducha, w którym „Pan jakoby natychmiast przyciąga duszę do siebie, podobnie jak chmury ściągają mgły i wyziewy tej ziemi i całą ją od ziemi podnosi, w obłoku chwały swojej porywa ją z sobą aż do nieba i poczyna jej objawiać wspaniałości królestwa, które jej przygotował”[16].

W momencie kiedy święta Teresa pisała swoją księgę Życia, nie doszła jeszcze do zaślubin duchowych. Klasyfikacja stopni modlitwy, jaką podaje w Twierdzy wewnętrznej - a więc kiedy była w pełni swej łaski i swego doświadczenia - jest dokładniejsza i bardziej subtelna, bardziej szczegółowa i pełniejsza.

Modlitwa jest obcowaniem przyjacielskim z Bogiem. W konsekwencji jest owocem dwojakiej aktywności: miłości Boga ku duszy i nadprzyrodzonej miłości duszy ku Bogu. Dlatego św. Teresa rozróżnia dwie fazy w rozwoju tej dwojakiej aktywności.

W pierwszej fazie Bóg wyraża swoją miłość przez pomoc ogólną, czyli łaskę zwyczajną udzieloną duszy; tu dusza sama zachowuje inicjatywę i zasadniczą stronę aktywności na modlitwie. W drugiej fazie Bóg, darząc na modlitwie pomocą szczególną i coraz bardziej potężną, unaocznia stopniowo swoje władanie nad duszą i doprowadza ją powoli do bierności.

Pierwsza faza - która odpowiada pierwszemu sposobowi podlewania ogrodu przez uciążliwe czerpanie wody ze studni, wyjaśniona została w pierwszych trzech mieszkaniach Twierdzy wewnętrznej.

Druga faza, odpowiadająca innym trzem sposobom podlewania ogrodu, obejmuje cztery pozostałe mieszkania bardziej wewnętrzne. Modlitwa odpocznienia, uśpienia władz, niedoskonała modlitwa kontemplacyjna - omawiane są w czwartym mieszkaniu. Czwarty sposób podlewania ogrodu, który obejmuje całą gamę rozmaitych coraz doskonalszych modlitw zjednoczenia, jest omówiony z wielkim staraniem i z przedziwnym bogactwem szczegółów w piątym, szóstym i siódmym mieszkaniu.

Rozważając klasyfikację podaną w księdze Życia można by przypuszczać, że postęp w modlitwie przejawia się w intensywności skutków widocznych w pomniejszeniu wysiłków duszy. Z uważnego czytania Twierdzy wewnętrznej jasno wynika, że Święta bierze pod uwagę jedynie jakość miłości i podniosłość wykonywanych czynności. Powiada, że modlitwa tym jest wyższa, im większa jest miłość Boża, która ją ożywia. Jakość zaś tej miłości stwierdza się coraz większym jej wpływem na czyny ludzkie, którymi powinna kierować i poddawać je Bogu mieszkającemu w duszy. A kiedy w duszy przekształconej przez miłość wszystkie jej energie będą stale, mężnie i podatnie czujne na delikatne poruszenia Bożego Ducha, wtedy modlitwa będzie doskonałą.


[1] Twierdza I,1,7.

[2] Życie 8,5.

[3] Tamże V,1,2.

[4] Droga 1,2, i 5.

[5] Tamże 24,5-6.

[6] Twierdza I,1,6.

[7] Por. Fundacje 5,3.

[8] Życie 8,8.

[9] Życie 8,5.

[10] Życie 11,13.

[11] Dzieje duszy, Man. C,f. 25TV, r. 11.

[12] Życie 11,7-8.

[13] Życie 11,9.

[14] Tamże 14, 1-2.

[15] Tamże 16,1.

[16] Tamże 20,2.